wtorek, 5 listopada 2013

Chorzy doktorzy !


Akademia Medyczna w Gdańsku, a precyzyjnie Oddział Patologii Wieku Niemowlęcego, to miejsce którego nie życzę największemu wrogowi. Przyjęcie PLANOWE po zaledwie dwóch dniach pobytu w domu. Ale jak trzeba to trzeba. Po dwóch szpitalach w których byłam, kolejna, już tylko trzydniowa hospitalizacja, nie wydawała mi się już niczym strasznym. Bądź co bądź, w poprzednich traktowano nas bardzo dobrze. Nie mogłam narzekać ani na warunki, ani na personel.

Niestety, bomba wybuchła już w pierwszych minutach. M. w pracy, moja mama w pracy. Przywieźli mnie teściowie. Sama nie dałabym rady, mała była tlenozależna, więc razem z 'ciężkim' sprzętem do tlenoterapii i pakunkami jak na rok dojechaliśmy pod owy oddział. Puk puk. Jesteśmy na czas punkt 10. Niestety nie tylko my. Ok. 10 małych pacjentów oczekuje na przyjęcie na zimnym korytarzu. My dostąpiliśmy wątpliwego zaszczytu przyjęcia jako pierwsi ze względu na tlen, który okazał się sporym wyzwaniem i dla lekarzy i pielęgniarek, którzy sprawiali wrażenie, jakby pierwszy raz mieli takiego pacjenta. Zamieszania co nie miara. Pani X biega- próbuje nam znaleść pulsoksymetr. Pani Y biega- próbuje załatwić podłączenie do tlenu. Pani Z krzyczy- że ja mam podpisać tu tu i tu i najlepiej to dziecko na podłodze zostawić...

Wzięłam głęboki oddech, wtedy jeszcze próbowałam sobie coś tłumaczyć... usprawiedliwiać, że Akademia, że zamieszanie, ale było już tylko coraz gorzej.

Na sale nie mogłam wnieść nie oprócz pampersów, płynu do kąpieli i oliwki dla małej. Całej reszty mnie pozbawiono. Nie mogłam na sali mieć żadnych rzeczy osobistych (telefon skrzętnie ukrywałam przed pigułami). Nawet ubranek ( CZYSTYCH I WYPRASOWANYCH) nie mogłam mieć dla małej. A to co oferowali...hm... z przykrością muszę stwierdzić, że lepszymi szmatami to ja podłoge w domu wycieram. Olałam zakazy i nakazy czym prędzej.Z grzecznej i pokornej mamy, a jako taką znali mnie lekarze z innych szpitali, stałam się złem wcielonym !!

Warunki zarówno dla dzieci i rodziców były karygodne ! Przykładem jest tu kobieta która trafiła na oddział z 2 dniowym noworodkiem (nie pamiętam choroby, ale dziecko 2 tyg miało dostawać antybiotyk). Kobieta ta była po CIĘCIU ( kto przeżył to wie), a dostała plastikowe krzesełko, a którym miała siedzieć cały dzień, a spać POD łóżeczkiem swojego dziecka na materacu ! Tak mi było jej szkoda. Ja też byłam po cięciu, ale już 3 miesiące... Żeby iść coś zjeść, lub napić się, czy chociaż umyć zęby lub załatwić potrzebę fizjologiczną, musiałyśmy się zmieniać. Żadna z Pań których zasranym obowiązkiem była opieka nad pacjentem nie pofatygowała się, żeby sprawdzić co dzieje się z dziećmi.

Najgorsze miało nadejść... USG... Zamiast karetki, kazano mi pedałować na piechotę, przez zaspy śniegu, z dzieckiem na rękach, z butlą tlenową chyba w zębach...
Nie, nie... nie martwcie się, tak łatwo się nie dałam. Nie będę się 'chwalić' jakich słów używałam w 'rozmowie' z Panią ordynator. Ale karetka przyjechała.

Kolejną traumą było cewnikowanie mojego dziecka. Lekarz z 15letnim stażem, pół godziny próbował cewnikować Zuzię, której krzyk rozdzierał moje serce. Kiedy weszłam do zabiegowego i kazałam przerwać zabieg, Pani "dr" ostentacyjnie stwierdziła, że moje dziecko ma taką budowę pęcherza, że po prostu "NIE DA SIĘ JEJ ZACEWNIKOWAĆ!!!" ( Pomijam fakt, że tydzień wcześniej w szpitalu na Polankach, zacewnikowała ja pielęgniarka, w kilka sekund :] )

Chyba nie jestem w stanie opisać wszystkiego słowami... Bo to nie wszystko.

Rodzic kocha dziecka bez względu na to jakie by było. Ostrzegano mnie, że moje dziecko może być niepełnosprawne, upośledzone. Byłam nie tyle nas to gotowa, co świadoma tego co może się stać.
Ale gdy lekarz przychodzi i twierdzi, że Twoja ukochana córeczka ma... jądra (!) i ma cechy obojnactwa, to można spaść z krzesła.
Dzwonie więc do mojego jedynego autorytetu jakim jest neonatolog z Klinicznej i pytam O CO CHODZI !? Czemu teraz? Nikt wcześniej nie zauważył?
Na co Pani dr tylko ciężko westchnęła i uspokoiła, że do niej też dzwonili z krzykiem czemu ona tego nie zdiagnozowała. Po czym moja Pani dr naprowadza 'lekarzy' z Akademii, że niestety ale pomylili jądra z...przepukliną...

Wystarczy ? NIE !
Zwieńczeniem naszego pobytu w tym okrutnym miejscu był wypis, który przeczytałam dopiero w domu, ponieważ byłam pochłonięta pakowaniem się do domu, aby jak najszybciej opuścić ten oddział.

'Fenotypowo cechy Zespołu Williamsa' -> odsyłam do WIKIPEDII
O Zespole Williamsa





BOMBA !


I nawet Duduś śpiąc, obserwował swoim czujnym okiem co się dzieję w okół.


***
Dlatego teraz kiedy przyszła pora aby zarejestrować się na kontrolę do endokrynologa do Akademii Medycznej-  i słyszę, że najbliższy termin dla mojego dziecka jest na grudzień 2015 - przyjmuje to ze spokojem i rejestruję ją prywatnie. Ot AKADEMIA MEDYCZNA ! :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz